O, w komunizmie, tak nie było! Gdy „grały” pomarańcze, banany i winogrona, to w czasie przerwy rekwizytorzy stali przy tych paterach z owocami i pilnowali, bo ludność była żarłoczna! Zarówno aktorzy i statyści bardzo chętnie by uszczknęli co nieco z tych przecież unikatowych wtedy owoców. Nie mogło przecież tak być , że była kiść bananów, a na ujęciu został jeden. A tak przecież się zdarzało. Potem trudności z montażem, bo jak to zmontować. A w Potopie, gdy była uczta u Radziwiłła i te mięsiwa i ptaki na stołach pokazywano – to wszystko zostało polane formaliną. Nie było widać tej formaliny, ale smród był taki… Wszystko po to, żeby nie dotykać. A, jak już ktoś z aktorów musiał jeść w scenie, to oddzielnie przynoszono mu kawałek kurczaka, czy czegoś tam. Tę jedną scenę kręciliśmy kilka dni, więc w miarę upływu czasu, to trzeba było naprawdę dobrze grać, bo na tych stołach coraz bardziej śmierdziało.
Nasz bestseller
Krzysztof Kowalewski cz. 8
Jedyne, co robiło i robi nadal na mnie wrażenie - to dzień premiery, którego nienawidzę! To najobrzydliwszy dzień w moim życiu. To jest po prostu dla mnie tortura- to sprawdzenie się i czekanie na efekt. W dniu premiery rzeczywiście bywam domu nieuważny. Potrafię nawet coś niechcący zbić. Jestem wtedy rozdrażniony, lekko znerwicowany. To jedyny moment, gdy teatr trochę zahacza o dom, o prywatne życie. Na szczęście potem to mija.
Krzysztof Kowalewski cz. 7
Dla mnie los był łaskawy, pracowałem z zawodowcami, dzisiejszego, młodego pokolenia nie znam. Nie wiem, ile w ich wizjach jest zawodowstwa, a ile szarlatanerii?
Krzysztof Kowalewski cz. 6
Aktorstwo nie było moim świadomym wyborem. Przegapiłem ten moment. Wszyscy przyjaciele zmierzali do konkretnego celu . Ja nic. Z rozpaczy pomyślałem o aktorstwie.
Krzysztof Kowalewski cz. 5
Natrafiłem starą przylepę razowego chleba. Była tak twarda, jak kamień, ale dla mnie była wtedy, jak brylant. To był prawdziwy ratunek, bo przez trzy dni, cierpliwie ją rozmiękczałem ssąc ją…
«Poprzedni | | | Następny > |