Długo zastanawiałem się od czego tak naprawdę zacząć...
Mając 18 lat, postanowiłem żyć na własny rachunek. Po kilku miesiącach pracy na różnych budowach, w urzędzie pracy natknąłem się na ofertę – poszukiwano pracownika chłodni- na cmentarzu komunalnym. Uznałem, że spróbuję, chyba z ciekawości…
Ciężko mi teraz powiedzieć.
Miałem wówczas zaledwie 19 lat… Nie do końca jeszcze wiedziałem czym jest życie.
Uznałem że skorzystam z tej oferty i pojadę na cmentarz w poszukiwaniu większej ilości informacji.
Podczas pierwszej rozmowy z szefem okazało się, że tylko kilka osób odpowiedziało na ogłoszenie, zainteresowanie było znikome. A ci, którzy już się zgłaszali, po 2-3 dniach, a czasem nawet po paru godzinach, rezygnowali. W zakładzie pogrzebowym poszukiwali osoby na to stanowisko już ponad pół roku…
W czasie tej pierwszej rozmowy usłyszałem:
„Proszę przyjść jutro na 6:00 rano i sam się Pan przekona
czy jest w stanie tak pracować”.
Mój pierwszy dzień w Prosektorium był chyba taki sam jak każdy inny, różnił się tylko dla mnie, osobiście, 12 kwietnia 2013 roku to dzień z cała pewnością inny niż wszystkie i wyjątkowy pod każdym możliwym względem.
Tego właśnie dnia miała rozpocząć się moja prawdziwa praca (dzień wcześniej byłem w tym miejscu, ale tylko stałem z boku i patrzyłem).
Poprzedniego dnia dużo myślałem, chodziłem i snułem się po mieście jak cień, doszukując się sensu tego- co zamierzałem robić.
Zastanawiając się czym tak naprawdę jest śmierć..., tym co jest nierealne?
Oj nie, zdecydowanie nie!
Zmieniłem zdanie na ten temat już po kilku godzinach, a ona jest, tu i teraz, jest prawdziwa, realna i zabiera zawsze i wszędzie bez względu na stan cywilny, wiek, pozycje, grubość portfela...
Nie ma godzin "pracy" , jest zawsze, w ciągu dnia, w nocy, w święta, nie ma znaczenia czy pada deszcz, śnieg czy świeci słońce, ona po prostu jest! A my jej nie widzimy albo nie chcemy widzieć.
Ja do tego dnia byłem taki sam jak "wszyscy", byłem wychowany dobrze z wartościami, którymi do dnia dzisiejszego się kieruje, ale nigdy tak naprawdę tematu śmierci nikt z nas nie poruszał, bo i po co? Teraz już widzę to zupełnie inaczej i utwierdzam się w tym, że do tej pory żyłem- jak wszyscy, a od ponad 3 lat żyje inaczej...
Potraktujcie to proszę jako wstęp do tego co miało się wydarzyć....
A teraz każdy zapyta czy pamiętasz- co wtedy tak naprawdę robiłeś?
Pamiętam oczywiście i tego z cała pewnością nie zapomnę... Po przebraniu się i założeniu rękawiczek , otworzyłem pierwszy worek w chłodni…
Był to mężczyzna w wieku 40 kilku lat, brunet , z wąsami ,w zielonym ubraniu roboczym ,jak się później okazało był budowlańcem ,który dostał na budowie zawału serca i zmarł...
Doskonale pamiętam, jak przy pożegnaniu 2 córki zmarłego ( w moim wieku) płakały i lamentowały nad trumną , przez łzy słyszałem tylko niesamowity żal i smutek, ciągłe pytania: dlaczego ?
Ale patrząc na to teraz ze strony technicznej powoli widziałem sens tego co miałem robić, może nie do końca byłem o tym przekonany, ale powoli zaczynałem to dostrzegać.
Spokojna twarz tego człowieka była ukojeniem...
Aż strach pomyśleć, jak rodzina zachowałaby się widząc swojego ojca w tak strasznym stanie( mówię tutaj o różnych wyciekach, otwartych powiekach czy ustach) a teraz był już spokój... i sen spokojny wieczny sen...
Po tym -pierwszym dniu pracy, powoli wszystko do mnie dochodziło, zastanawiałem się czy warto ? czy to ma sens ? czy jestem na to gotowy?
Byłem niesamowicie wykończony psychicznie...
To był piątek , przez 2 dni miałem podjąć ostateczną decyzję czy będę pracował czy nie...
Była to chyba jedna z ważniejszych decyzji w moim życiu...
W niedziele ostatecznie powiedziałem sobie TAK i podjąłem decyzję.
Kolejnego dnia czyli w poniedziałek o godzinie 5:45 stawiłem się pod drzwiami chłodni,
A o godzinie 10.00 podpisałem już umowę o prace...
I tak- od tamtej pory chłodnia stała się czymś więcej niż tylko pracą...
Maciek
Cdn.
Wszelkie prawa zastrzeżone ZAPA